poniedziałek, 19 kwietnia 2010

Satyna (Łódź, Plac Komuny Paryskiej)

typ lokalu: restauracja
lokalizacja: Łódź, Pl. Komuny Paryskiej 5a
kuchnia: europejska
poziom cen: danie główne 25 - 47 zł
subiektywna ocena w skali 1-6: 5

Za Gazetą:
"(...) restauracją, która została otwarta (choć jeszcze nieoficjalnie) pod koniec zeszłego roku jest Satyna. Zajęła wnętrza przy pl. Komuny Paryskiej 5a, w których mieściła się kiedyś La Carousel. Lokal czekał na nowego gospodarza około dwóch lat, a efekt remontu można już oceniać.Satyna to restauracja o przestronnym, ciepłym i jasnym wnętrzu. Na gości czekają miękkie krzesła i głównie czteroosobowe stoliki. W dużych oknach wiszą zasłony, a pod sufitem wykonane z niewielkich kawałków szkła żyrandole. Z głośników sączy się spokojna muzyka, a na dzieci czeka zakątek z zabawkami. "Dobra kuchnia w dobrej cenie" to motto, którym kierują się właściciele restauracji. I rzeczywiście, ceny są przystępne i mieszczą się w przedziale od kilkunastu do kilkudziesięciu złotych za danie. Swoim gościom Satyna oferuje przekąski, zupy, dania rybne i mięsne, pasty oraz desery kuchni europejskiej i fusion. Jest też specjalny zestaw dla najmłodszych."
Wszystko prawda.

Bardzo przyjemnie wrażenia już od wejścia - przestronne, jasne, zachęcające wnętrze, krzesła nie tylko wyglądają na wygodne, ale naprawdę trudno z nich wstać, a obsługa robi wszystko, żebyśmy przestali próbować.

Tylko menu - jakoś nie zachwyciło nas niczym szczególnym - jest owszem, poprawne, ale nie zaskakuje, dość oklepane zestawienia, to samo, co wszędzie. A można było choć jedno danie w każdej kategorii dać inne - i już byłoby lepiej. Bo ileż można jeść śledzika / carpaccio z kurczakiem / stekiem i tiramisu / creme brulee?

W ramach przekąski od szefa kuchni podano pasztet z konfiturą i grzanką (tak, dokładnie ten sam, który dostajemy w Revelo). Z przystawek wybraliśmy owo nieśmiertelne carpaccio z polędwicy wołowej, porcja spora, ładnie podana, ale - no właśnie - polędwica nie do końca rozmrożona. Ot, mała wpadka, ale nie powinna mieć miejsca w tej klasie lokalu. Zachwycił mnie za to sos, z którym podawany był kurczak (dodatkowo faszerowany szynką parmeńską i rucolą) - serowo-grzybowo-orzechowy oraz idące z nim placuszki warzywne - to danie polecam serdecznie (a jest jednym z tańszych, 29 zł). Za to sola była już bardzo zwyczajna - mnie tam przypominała tę rybę w chlebie, którą jadałam w latach osiemdziesiątych wracając z mamą z Uniwersalu na Placu Niepodległości - co jest najwyższą pochwałą, która może zdarzyć się rybie w panierce. Z tym, że wciąż pozostaje ona tylko rybą w panierce. Desery nas nie skusiły, może dlatego, że byliśmy już pełni po uszy. Skończyliśmy tylko Mojito - było takie, jak być powinno.

W Satynie czuje się, że dobre samopoczucie gościa jest priorytetem. Od dbałości o najmniejsze drobiazgi, jak krem do rąk w toalecie czy dodatkowe papierowe serwetki do dania ociekającego oliwą, przez wygodne siedzenia, przyjemną muzykę (za mojego ukochanego Sinatrę od razu dałam im plus) po obsługę, która spełnia wszystkie nasze życzenia.

Na pewno warto się wybrać, choć mam nadzieję, że menu będzie jednak odrobinę podrasowane, bo inaczej szybko się znudzi. Póki co trudno w nim doszukać się deklarowanego "fusion".



http://www.restauracjasatyna.pl/

2 komentarze:

  1. Nie miałam takiego szczęścia, jeśli chodzi o obsługę - trafiła się dość nadąsana kelnerka. Tatar z pstraga był lodowato zimny, czyli do pary z nierozmrożonym carpaccio :) Halibut mdły i bez wyrazu, choć w pomidorowym pesto - za to towarzyszące mu placuszki z cukinii wyśmienite. Ale, i to przesądza o wszystkim, creme brulee okazał się gumowaty i twardy. Jeśli skala 1-6 to ode mnie marna trója...

    OdpowiedzUsuń
  2. my odkryliśmy Satynę już jakiś czas temu i jak dotąd nie zawiedliśmy się na tym miejscu. Obsługa rewelacyjna, jedzenie przepyszne, nie mieliśmy się do czego przyczepić. Polecam kaczkę oraz stek wołowy z zapiekanymi ziemniakami, jak dla mnie genialne danie! z pewnością tam wrócimy :)

    OdpowiedzUsuń